Rondo marzeń?

Modernizacja kostrzyńskiego ronda Unii Europejskiej przeszła już do historii. Oczywiście historii niewykorzystanej szansy i ponad miesięcznego paraliżu drogowego miasta.

 

Remont newralgicznego ronda rozpoczął się wraz z majem. Wśród mieszkańców, a przede wszystkim kierowców, widok drogowców i ciężkiego sprzętu początkowo wywołał lekki optymizm. Zapowiedź miesięcznego wyłączenia ronda z ruchu pobudzał wyobraźnię. Zwłaszcza, że kostrzyńscy włodarze od lat apelowali do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad o zwiększenie przepustowości na rondzie poprzez wybudowanie dodatkowego pasa ruchu. Po kilku dniach wszystko było jasne – prace związane z remontem nic nie zmienią. Modernizacja polegała praktycznie na ułożeniu nowej kostki i wylaniu świeżej warstwy asfaltu. Kolejnym paradoksem okazał się czas trwania drogowych utrudnień. Wyglądało to tak, jakby ktoś zza biurka w oderwaniu od rzeczywistości wymyślił i sobie zaplanował „zabawę w remont”. Pierwsza fala irytacji skierowała się w stronę Urzędu Miasta. Od krytycznych słów Urząd bardzo szybko się odcinał. Głównym tłumaczeniem był fakt, że to nie miejskie rondo tylko GDDKiA. Kwestia naturalnie nie do podważenia. Problem polega na tym, że gospodarzem miasta jest burmistrz! Mieszkańcy sponsorują kilka służbowych samochodów nie tylko po to, aby były wykorzystywane w osobistych celach, karmiąc przy okazji miejską prywatę. Wygląda na to, że remont i plany związane z modernizacją wyskoczyły naszym samorządowcom z tzw. „kapelusza”. Wcześniej jednak trwały prace nad specyfikacją przetargu, który został później ogłoszony. To właśnie w tym czasie kostrzyńscy urzędnicy powinni krążyć pomiędzy Zieloną Górą a Kostrzynem, łącznie z burmistrzem. Powinni protestować, że coś co w normalnym cywilizowanym kraju trwa tydzień, u nas planowane jest na miesiąc. Trudno także uwierzyć, że nie można byłoby – nawet kosztem partycypacji w tej budowie, wymusić na inwestorze zmianę organizacji ruchu w tym miejscu. Należy przypomnieć, że za ponad 50 tysięcy złotych Dyrekcja zgodziła się, aby Kostrzyn mógł sobie zaprojektować zieleń na „krajowych” rondach według własnego gustu, tak też się stało. Aż dziwne, że burmistrz, który obiecuje mosty i obwodnice na 300 czy 400 milionów złotych nie mógł „załatwić” prozaicznych szybkich zjazdów z ronda tzw. „bajpasów”. Wystarczyło wprowadzić przynajmniej dwa takie zjazdy w kierunku Gorzowa i Słubic (analogicznie do zjazdu na Dębno na rondzie Woodstock), aby znacznie zmniejszyć ruch w centrum miasta. Burmistrz, który marzy o obwodnicy w bliżej nieokreślonej przyszłości miał szansę zrobić coś realnego tu i teraz. Zamiast tego, kierowcy stojący w popołudniowym korku na rondzie Unii Europejskiej będą mogli cieszyć się widokiem lśniącego asfaltu i błyszczących marmurowych krawężników.

 

 

Bartosz Gajewski

Dodaj komentarz